Niedawno na jednym z portali społecznościowych była ciekawa akcja.
Znajomi zapraszali się nawzajem do podzielenia się „słowem Bożym,
które ukształtowało wiarę”. Otrzymałam również i ja takie
zaproszenie. Przez 10 dni było trzeba przedstawić 10 fragmentów
Pisma Świętego.
Na początku pomyślałam, że nie mam w sumie takich fragmentów. Ale
potem one same zaczęły się przypominać. Każdy ważny, każdy piękny i
każdy skierowany specjalnie do mnie. Wpływający na mnie i moje
życie. Odciskający ślad w moim sercu.
Na pierwszy dzień wybrałam fragment, który przyczynił się do pójścia
za Jezusem i oddania Mu sterów na łodzi moje go życia. „Ja jestem
drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak
tylko przeze Mnie” /J 14, 6/.
Kiedyś, dawno temu, byłam jeszcze chyba w ostatniej klasie
podstawówki, usłyszałam te słowa na rekolekcjach. Prowadził je
fantastyczny kapłan, który pokazywał nam na wiele sposobów, jak
bardzo Bóg nas kocha. My, Młodzi Zbuntowani, a tu takie informacje!
Bóg nas kocha, bez względu na wszystko! Wtedy właśnie zaprosiłam
Jezusa do swojego życia. Zaczęłam kroczyć po Jego drodze. Przyjęłam
Jego naukę tak całkiem świadomie i w prawdziwej wolności wyboru.
Wtedy pokochałam Jezusa całym sercem i nawet myślałam, że powoła
mnie na służbę do siebie.
Miał jednak inny plan na moje życie.
Nie będę ukrywać, że od tamtego czasu wiele razy zdarzyło mi się
zboczyć z tej drogi. To nie jest łatwa droga. Jednak zawsze, gdy
zboczyłam - skręciłam na szeroką autostradę świata - udawało mi się
wrócić, bo Jezus był ze mną. On towarzyszył mi w drodze.
Nominacja, jaką otrzymałam, do podzielenia się słowem Bożym, które
ukształtowało moją wiarę trwała.
Na drugi dzień wybrałam fragment, który podnosił mnie na duchu, gdy
mojego dziecka nie było jeszcze na świecie,
a bardzo pragnęłam, żeby było. „Dla Boga bowiem nie ma nic
niemożliwego” /Łk 1, 37/.
Dużo ufności w Bożą moc było potrzeba i wiele modlitwy, gdy „bocian
nie chce przelecieć”. Zawierzyłam Jezusowi
i prosiłam Maryję o wstawiennictwo przed Jej Cudownym Obrazem na
Jasnej Górze. Szukałam wstawiennictwa Świętych. Szczególnie Świętych
Męczennic, Perpetuy i Felicyty, które jako patronki bezpłodnych
kobiet, mogły wiele. Trudne to były chwile dla mnie, gdy ciotki na
imprezach rodzinnych ze zrozumieniem kiwały głowami i mówiły: „Nie
macie jeszcze dzieci?”. Kuzynka właśnie cieszyła się trzecią ciążą,
gdy ja nadal pragnęłam tej pierwszej. Przeszłam też szereg badań
i ciągle czekałam. Modlitwa i wiara trzymały mnie. Ufałam i czułam
obecność Jezusa, który podtrzymywał mnie w chwilach zwątpienia.
Moje modlitwy zostały wysłuchane. Niemożliwe stało się możliwym i
moje dziecko urodziło się. Zdrowe i piękne. Wiele razy potem
stawałam na dziękczynieniu za ten mały cud.
W kolejnym, trzecim, dniu dzielenia się słowem wybrałam fragment,
który dostałam po powrocie z wielkiego zakrętu mojego życia, gdy
zboczyłam z drogi Jezusa. „Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie
potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!”” /J 8, 11/.
To ważne słowa, które zawsze mam w sercu, gdy przystępuję do
sakramentu pokuty. Narozrabiałam w życiu sporo
i z wielkimi wyrzutami sumienia przyszłam do kościoła. Klęknęłam
gdzieś z tyłu świątyni i modliłam się. A tam takie słowa! Moje serce
drgnęło nadzieją, że Bóg w swojej wielkiej miłości wybacza mi
wszystkie grzechy. Szybko pobiegłam do kratek konfesjonału. Bo
chciałam znów być z Jezusem w przyjaźni.
Czwarty dzień przyniósł fragment, który otrzymałam od bliskiej mi
osoby. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”
/Mk 2, 17/.
Kiedyś rozmawiałam z przyjacielem, który mocno mnie stawiał do
pionu, przywoływał do porządku i pokazywał, gdzie zbłądziłam.
Wieczorem poszłam na Adorację. Tak strasznie czułam się źle i tak
ciężko było mi wtedy. Zapłakana zmagałam się sama ze sobą i byłam
przekonana, że ja grzeszna i słaba z tym wszystkim nie jestem godna
być przed Panem.
Jezus w Najświętszym Sakramencie uspokoił moje serce i przez bliską
mi osobę przekazał właśnie te słowa. Tak, moje życie potrzebowało
wtedy lekarza i potrzebuje go ciągle. Każdego dnia.
Fragment z piątego dnia: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”
/Mt 11, 28/ pomógł mi w trudnym okresie w pracy. Kilka lat temu
miałam wielki kłopot, którego w żaden sposób nie mogłam sama
rozwiązać. Miotałam się i szarpałam, ale rozwiązania nie było. Wtedy
właśnie postanowiłam zawierzyć tę trudną sprawę Jezusowi i poprosić
o pomoc. Oddałam się modlitwie prywatnej, a potem wybrałam się do
spowiedzi i na Eucharystię. Po tym wszystkim poczułam się silniejsza
i rozwiązanie problemu przyszło nieoczekiwanie. Sama nigdy nie
poradziłabym sobie. Wiem, że Jezus dodał mi sił i podpowiedział, co
zrobić. Od tamtej chwili poczułam moc i cud Eucharystii. Minęło
jeszcze sporo czasu, zanim Msza święta stała się moim początkiem
każdego dnia. To był jednak pierwszy krok do „zakochania się” w
Uczcie Pańskiej.
Szósty i siódmy dzień, to czas marcowej epidemii i zamknięcia nas w
domach. „Bądź mi skałą schronienia i zamkiem warownym, aby mnie
ocalić, boś Ty opoką moją i twierdzą” /Ps 71, 3/. „Jezus im
odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest
z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz
przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień,
będą pościć”” /Mk 2,19-20/.
Brak możliwości uczestnictwa w Eucharystii i karmienia się Chlebem
powodowały, że w te marcowe i kwietniowe dni cierpiałam. Było mi
bardzo ciężko. Niepokój jaki wywołała nowa sytuacja mógł uspokoić
tylko Bóg. Ja mogłam tylko miotać się i obijać o ściany. Byłam
zagubiona i potrzebowałam pocieszenia. Wtedy Jezus przemówił do mnie
psalmem i tym fragmentem Ewangelii. Dał mi nadzieję, że to tylko
czas przejściowy. Za chwilę wszystko się zmieni, ale do tego czasu
w Nim mam szukać schronienia i On mnie obroni. Przed wirusem
również. To Jemu mam ufać, Jemu wierzyć.
Ostatnie trzy dni, to te mocne fragmenty: „A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”
/Łk 2, 35/.
Te słowa uświadomiły mi, że Pan ma plan na moje życie. Niekoniecznie
łatwy i miły plan.
„Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do
królestwa niebieskiego” /Mt 21, 31/.
Mocne słowa, które przypomniały mi, że liczą się czyny, nie słowa.
To co w środku, we mnie, a nie to co zewnętrzne.
„Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co
boi się Pana” /Prz 31, 30/.
Słowo, które otrzymałam w bardzo trudnym dla siebie momencie życia,
ale po pięknym sakramencie pokuty.
Te 10 fragmentów pokazało mi, że Bóg naprawdę przemawia z kart Pisma
Świętego. Przemawia do każdego. Przemawia wtedy, gdy tego
najbardziej potrzebujemy. On nas nigdy nie zostawia samych. Nawet,
jeśli w danej chwili nie czuję Jego obecności, wiem, że jest ze mną.
Bo jestem Jego umiłowanym dzieckiem.
zz